Święcenia nowego diakona stałego dla archidiecezji warszawskiej

Dla archidiecezji warszawskiej został wyświęcony nowy diakon, Piotr Maciejewski. Święceń udzielił ks. bp Józef Górzyński w kościele parafialnym w Górze Kalwarii w uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła, 29 czerwca 2014 r. Oto refleksje nowo wyświęconego diakona.

Urodziłem się 27 sierpnia 1963 r. w Łodzi. Obecnie razem z żoną, Beatą, i czwórka dzieci (trzech synów i córka) mieszkamy w Kątach na terenie parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w Górze Kalwarii, w której posługują księża marianie.

Kocham Boga i Kościół, któremu służę. Brzmi to może wzniośle, ale nadaje sens mojemu posługiwaniu. Od wielu lat służę przy ołtarzu, choć ministrantem zostałem mając 17 lat. O tego czasu odebrałem solidną formację w Ruchu Światło–Życie. To były pierwsze doświadczenia modlitwy Słowem, namiotu spotkania, wspólnoty wierzących. Pomagałem w parafii rodzinnej służąc w tzw. „kółku charytatywnym”. To były moje pierwsze doświadczenie służby potrzebującym. Myślę, że to wszystko było ważne dla kształtowania wiary, postaw życiowych, podejmowania ważnych decyzji.

Z wykształcenia jestem psychologiem. Obecnie pracuję jako psycholog w Domu Pomocy Społecznej w Górze Kalwarii. Pracuję też z pacjentami w terapii indywidualnej i w terapii par. Kilka lat temu podjąłem studia teologiczne. Myślałem, że pomogą mi w jeszcze lepszym zrozumieniu człowieka, któremu służyłem. Niestety, ze względu na sytuację życiową musiałem przerwać studia teologiczne. Nie potrafię dokładnie określić kiedy i w jakich okolicznościach pojawił się pomysł diakonatu. Pamiętam tylko, że od pewnego momentu wiedziałem, że to może być moja droga służby w Kościele i warto spróbować. Pierwsze spotkanie i rozmowę w tej sprawie przeprowadził ze mną ks. dr Józef Górzyński, wtedy jeszcze proboszcz jednej z warszawskich parafii i odpowiedzialny za formację służby liturgicznej w archidiecezji warszawskiej. Podpowiedział mi, bym się modlił, był cierpliwy i z pokorą przyjmował wszystkie doświadczenie, które spotkam na drodze do diakonatu. Wkrótce rozpoczynał się kurs dla przyszłych szafarzy Komunii św. Ks. Górczyński podpowiedział mi, że ta posługa mogłaby być dla mnie swoistym papierkiem lakmusowym powołania do służby w diakonacie. Posługa szafarza utwierdziła mnie na drodze do diakonatu. Razem z ks. proboszczem, Henrykiem Kulikiem MIC udaliśmy się do ks. kard. Kazimierza Nycza i przedstawiliśmy naszą prośbę. Otrzymałem zgodę. Wyznaczeni zostali kapłani odpowiedzialni za indywidualne przygotowanie mnie do święceń diakonatu. Oczywiście nie obyło się bez trudności po drodze. Cieszyłem się, że były. To utwierdzało mnie, że to nie tylko mój pomysł, ale Boża sprawa. Kandydaturę do diakonatu rozpocząłem 15 września 2013 r. Już w trakcie kandydatury uzyskałem tytuł magistra teologii. Święcenia diakonatu odbyły się 29 czerwca 2014 r. Uroczystość miała miejsce na Mszy św. o godzinie 12.45 odprawionej w kościele parafialnym pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP w Górze Kalwarii. Święceń kandydatowi udzielił ks. bp Józef Górzyński. W homilii nawiązał przedstawił istotę powołania diakońskiego, zachęcił wszystkich obecnych do otwartości na posługę diakonatu i poprosił o modlitwę w mojej intencji i rodziny. Mszę św. koncelebrowali kapłani biorący udział w mojej formacji, księża marianie, a uczestniczyła najbliższa rodzina, przyjaciele, znajomi i bardzo liczna grupa parafian. Po Mszy św. podziękowałem Bogu za dar powołania, księdzu biskupowi za udzielenie święceń, księdzu proboszczowi za życzliwość i kierowanie przygotowaniem oraz żonie za jej miłość, zgodę na diakonat, obecność. Po uroczystościach ksiądz proboszcz w moim imieniu zaprosił gości na poczęstunek do refektarza klasztornego.

ks. dk. Piotr Maciejewski

(Tekst opublikowany w czasopiśmie  DIAKON nr 11/2014)

 

„DZIĘKUJCIE PANU, BO JEST DOBRY, BO JEGO ŁASKA TRWA NA WIEKI”

 

Trwam nieustannie w dziękczynieniu za wszelkie dary, a w szczególności za możliwość uczestnictwa w sakramencie święceń poprzez posługę diakona stałego. Dziękuję za każdy dzień diakońskiej posługi, za każdą diakońską posługę, poprzez którą mogę świadczyć wobec bliźnich o Chrystusie, który dla nas stał się sługą.

Po trzech latach od dnia udzielenia mi święceń diakonatu mogę już podzielić się skromnym, ale już doświadczeniem posługi. Zwrócę uwagę na kilka jej aspektów, ważnych w tym, co robię jako diakon, podzielę się radościami, ale i trudnościami, których jako diakon doświadczam.

Posługa Słowa. Od samego początku starałem się podchodzić do tego wymiaru posługi diakońskiej z odpowiedzialnością, zaangażowaniem, ale przede wszystkim z pozostawieniem miejsca dla Tego, który mnie posyła, bym głosił, który czyni mnie swoim narzędziem. Nie jest to łatwe. Kosztuje wiele wysiłku szczególnie wśród codziennych zajęć, wykonywaniu pracy i trwaniu w małżeństwie i rodzinie, co jest moim pierwszym powołaniem. Dane mi było w tym czasie wygłosić kilkadziesiąt homilii i kazań. Do każdego z nich starałem się podchodzić tak samo odpowiedzialnie. Nie zawsze się to jednak udawało. Każdego dnia chciałbym być jednak gotowy, by głosić.

Bezdyskusyjne jest to, że należy poświęcić wiele czasu na modlitwę, lekturę słowa Bożego, medytację, lekturę komentarzy, pisanie homilii itd. Wielokrotnie mówiłem jednak to, czego nie napisałem, i wypowiadałem słowa, które wyprosiłem na modlitwie, czasami tuż przed wygłoszeniem homilii. Ostatnio szczególnym kaznodziejskim wyzwaniem było dla mnie wygłoszenie serii kazań pasyjnych w jednej z warszawskich parafii. Gdy otrzymałem zaproszenie, w sercu i umyśle miałem dużo lęku, ale czułem, że trzeba to zrobić. Pan Jezus wynagrodził mi podjęty trud przygotowań obfitością otrzymanych darów. W trakcie całego Wielkiego Postu czułem Jego obecność, towarzyszenie i pomoc w przygotowaniu każdego z sześciu kazań. Niech będzie Jemu za to chwała i cześć.

Posługa Eucharystii. Dziękuję Bogu za to pragnienie serca, by codziennie uczestniczyć we Mszy św. i zaangażowanie w organizacje dnia, by było to możliwe. Podczas Mszy św. spełniam właściwe dla diakona posługi, czasem uda mi się wypowiedzieć słowa przeznaczone w liturgii dla diakona, o ile tylko prezbiter będzie o tym pamiętał. Okazuje się, że niektórym ciągle sprawia to kłopot. Cóż, przyzwyczajenie jest drugą naturą. Stojąc krok za celebransem z radością przeżywam wszystko, co dokonuje się na ołtarzu. Wpatrując się w najświętsze Ciało i Krew Chrystusa, trwam w dziękczynieniu i uwielbieniu za to szczególne wyróżnienie, za bliskość, z jaką mogę towarzyszyć Jezusowi.

Takie same i podobne przeżycia towarzyszą mi, gdy unoszę Pana Jezusa ukrytego w monstrancji, który udziela swego błogosławieństwa tym, do których mnie posyła. A ileż radości i wdzięczności w sercu, gdy mogę zanosić Pana Jezusa chorym! I tym, którzy czekają w sąsiedztwie, by w każdy pierwszy piątek miesiąca przyjąć z moich rąk Komunię św., i tym, których w większej grupie spotykam w Warszawskim Centrum Hematologii. Bóg wybiera sobie słabe, ułomne narzędzie, by nieść swoją miłość wszystkim, którzy właśnie najbardziej jej potrzebują. A doświadczenia bywają przeróżne. Od radości i modlitewnego uniesienia, po obojętność, a nawet niechęć. Ale czuję się w tym wszystkim bardzo potrzebny, użyteczny i półtoragodzinne bieganie po piętrach mija bardzo szybko, a w sercu pozostaje radość, wdzięczność, nadzieja.

W różnych aspektach podejmowanej posługi towarzyszy mi jedna myśl. Gdy jestem zapraszany gdziekolwiek poza parafię miejsca zamieszkania z posługą, czy to z posługą słowa, czy do posługi przy bierzmowaniu, staram się w miarę możliwości być obecnym. Pragnę, by przez takie drobne wydarzenia posługa diakona stałego była obecna, by ludzie się zainteresowali, może czasem nawet zadziwili. Gdzieś w sercu mam głębokie pragnienie, by któryś z mężczyzn stojących w świątyni odczytał wołanie Pana podobnie jak inni diakoni już posługujący. Może gdzieś za pragnieniem serca pójdą konkretne działania. A naszej obecności potrzeba zarówno prezbiterom, jak i wiernym, by doświadczyli posługi diakona i podchodzili do niej z większą otwartością.

Nie byłoby dobrej posługi diakona, gdyby nie łaska dobrego małżeństwa, dar osoby mojej ukochanej żony. Pragnę gorąco podkreślić ważną rolę, jaką ma ona w mojej posłudze. Dodam, że żona nie lubi, gdy o tym mówię. Dla niej, na szczęście, jest to oczywiste, że skoro przyjąłem sakrament, to nie po to, by przeżywać go w domu, ale w szeroko pojętej posłudze. A niejednokrotnie musi sama dźwigać część domowych obowiązków, gdy ja służę Kościołowi. Mam to dodatkowe szczęście, że moja małżonka dzięki merytorycznemu przygotowaniu poprzez studia z teologii biblijnej jest często pierwszym recenzentem moich homilii i kazań. Wdzięczność należy się też moim ukochanym dzieciom. Dzisiaj już wszystkie są pełnoletnie i może inaczej do tego podchodzą. W przeszłości jednak wielokrotnie doświadczyłem ich życzliwości, serdeczności, wyrozumiałości i cierpliwości.

Na koniec jedno z wielu pragnień. Marzy mi się, by nasza posługa stała się tak powszechna, by spotkany przeze mnie prezbiter nie pytał mnie na początku, jak się do mnie zwracać i czy mam prawo nosić strój duchowny. Chciałbym raczej, by to było kolejne braterskie spotkanie, podczas którego znajdzie się czas na rozmowę o problemach ludzkich, duszpasterskich czy homiletycznych. Ufam, że Chrystus Pan, który przyszedł, żeby służyć, powoła w najbliższej przyszłości wielu diakonów, a ci odpowiedzą mu godną i owocną służbą.

ks. dk. Piotr Maciejewski

(Tekst opublikowany w czasopiśmie  DIAKON 14-15/2017-2018)